Kangurlandia cz. 7 – podziękowania i Podziękowania.

Poprzedni wpis: Kangurlandia cz. 6 – Nocne safari + krokodyl

 

Ludzie na mojej drodze

Doświadczenie uczy. Tylko że przychodzi dopiero wtedy, gdy już nie jest potrzebne. Inna mądrość ludowa głosi, że człowiek uczy się na błędach… niestety na własnych. A najkosztowniejszy błąd, jaki kilkukrotnie popełniłem, to informowanie ludzi o wyjeździe na wyprawę.

Pomny wielu bardzo nieprzyjemnych perypetii, jakie miały miejsce w czasie moich poprzednich wypraw, nauczony doświadczeniem zaprzestałem współpracy z ludźmi, określonego sortu. Ludzie pozornie całkiem poważni, dowiedziawszy się, że jestem poza granicami miejsca zamieszkania, nagle bzikują. Fachowo nazywa się to uruchomieniem inteligencji makiawelicznej. Potocznie: zazdrością (domniemanie) i zwykłym pszaśnym wykorzystywaniem nieobecności ofiary do odwalenia jakiegoś numeru.

Wiedząc zaś, że w czasie podróży nie będę miał pełnej kontroli nad rozwojem wydarzeń (jest to poniekąd nieuniknione), ludzie (klienci, znajomi) robili mi nieprzyjemne numery z pełną premedytacją i świadomością skutków działań.

Przykład: Wyprawa na Syberię skończyła się tym, że ktoś przywłaszczył mój towar za ponad 20 tys. PLN i sprawa skończyła się bójką/awanturą po awaryjnym powrocie do Polski.

Przykład 2: Ugadałem się z kimś na sprzedaż kilku rzeczy wartości 5-15 tys. zależnie od dotargowania wartości. To miała być kasa na motor do wyprawy do USA w 2013. Finał historii: musiałem kupić najtańszy możliwy motor. Koleś przetrzymał mnie do ostatniej chwili i stwierdził, że jednak nie chce kupić.

To akurat dało się łatwo przewidzieć, bo w międzyczasie, zaproszony na salony do domu tej osoby, grzecznie skrytykowałem drącego się i przeszkadzającego w rozmowie bachora. Domniemuję, że Matka bachora to tak ustawiła w ramach zemsty za podniesienie języka na jej święte, rozwydrzone dzieciątko. Kurwa jej mać.

Przykład 3: o tym że jeden szczególnie porąbany koleś, właściciel dużej firmy obracającej kupą kasy, w czasie mojego wyjazdy obdzwonił moich znajomych wszystkim wylewając gorzkie żale itp. Doniósł mi o tym jeden ze słuchających.

WSTYDŹCIE SIĘ, BYDLAKI.
W czasie tej wyprawy do Australii podjąłem odpowiednie kroki zapobiegawcze i – PO RAZ PIERWSZY – wszystko jest pod kontrolą. Podróżujemy w tajemnicy! Oto checklista:

 

A konkretnie:
– osoby, które nie muszą wiedzieć, że jestem w trasie, nie mają o tym pojęcia. Okazuje się bowiem, że gdy kogoś poprosić o pójście na rękę w związku z wyjazdem, to jest to wyraźny sygnał dla takiej osoby, że można wykręcać szopki.
Dla osoby dziecięco naiwnej – a taką byłem – może się wydać oczywiste, że człowiek poproszony o wyrozumiałość, lub zawczasu poproszony o wykazanie inicjatywy w razie mojej nieosiągalności, zrobi przysługę lub po prostu pomoże. NIC BARDZIEJ MYLNEGO!

– obecnie działalność zarobkową prowadzę WYŁĄCZNIE z ludźmi o wysokiej odpowiedzialności osobistej. I z tego miejsca (Alice Springs, Australia, bar KFC) pragnę im gorąco podziękować!!
[dopisane 2012: teraz z tej naiwności się śmieję!]

Podziękowania należą się tym osobom, tym, które w krytycznej sytuacji na drodze (np. awaria motoru) gazem pobiegli do banku, żeby pożyczyć mi kwotę umożliwiającą naprawę, lub udzielili stosownych konsultacji. Wiem teraz na kogo mogę liczyć!

 

Inny sort ludzi na mojej drodze

W powietrze rzucam też podziękowania tym, z którymi moja droga się skrzyżowała, a więc:

Pani ze stacji benzynowej w Carnarvon, mieścinie zagubionej gdzieś tam na pustyniach zachodniej Australii. Obserwowała mnie zza kontuaru zastanawiającego się 5 min jaką konserwę kupić, żeby przelicznik ilości kalorii za 1 AUD wyszedł najtaniej. Wyszła potem do stolika ustawionego na zewnątrz stacji i dała mi gorącą herbatę (pierwsze coś gorącego do picia od trzech dni!)

A potem dała mi jeszcze ciacho na drogę i napój energetyczny. Wszystko to kupiła za własną kasę!!!! I jeszcze dorzuciła dodatkowy cukier do herbaty na drogę.


Ciacho było z rodzynkami (KTÓRYCH KURWA NIENAWIDZĘ BARDZIEJ NIŻ INTERPUNKCJI I WSTAWIAWNIA PRZECINKÓW!), jednak tyle było ciepła w oczach tamtej pani, że po raz pierwszy*  w życiu ciastko z rodzynkami zjadłem z autentycznym smakiem.
Pani ta dostała ode mnie na pamiątkę 50 gr z 1949 roku – jak się okazało – roku jej urodzenia. Bardzo się ucieszyła.

——————

Dziękuję też gościowi ze szrotu, w którym kupiłem zapasową część.

 

Pomógł mi nawet upewnić się, że wszystko OK – sam podłubał coś przy motorze i nauczył mnie jak i co poodkręcać w czasie naprawy.

I nie wziął za to ode mnie ANI GROSZA!

Ażeby nie było za romantycznie, to obydwu właścicielom sklepu motocyklowego z Katherine, życzę jak najbardziej na pohybel (przez samo h?)!! Gnoje, dwóch bufonów! Wystarczyło, że jednym zdaniem powiedzieliby mi, że w motorze nie działa mi jeden cylinder, a oszczędziliby mi 250 km jazdy i masy zamieszania. A co od nich usłyszałem: Będziemy mogli zobaczyć co jest [z twoim motorem] dopiero w przyszłym tygodniu.”
Oby działo im się jak najgorzej. Uwag co do ich pochodzenia i zwyczajów seksualnych nie piszę bo dla tych co mnie znają, ich treść jest oczywista.


Niech jednak post ten zakończy się pozytywnie. Podziękowania warte na pewno co najmniej 500 AUD należą się gościowi, na którego napatoczyłem się na lotnisku zaraz po przylocie do Australii. Zaproponowałem mu taksówkę na spółkę – to ta taksówka której licznik tak się kręcił jak pulsar.
Otóż gość był w ponad 120 krajach świata (POPRAWKA Z 2013 roku: właśnie mi powiedział, że już 164). Przez 4 następne dni pomagał mi pokazując miasto, pomagając kupić motor (sam sprawdzał każdy szczegół techniczny, żeby nikt mnie nie kiwnął), a nawet znajdować miejsca takie jak odpowiedni urząd do przerejestrowania motoru na nowego właściciela. Bez niego byłbym w lesie.
Gdy przy pierwszym spotkaniu wyszliśmy z taksówki aby przesiąść się do autobusu, wyraziłem głośno nadzieję, że efektem czekania na ciemnym przystanku z przypadkowo spotkanym tuziemcem, nie będzie stwierdzenie braku nerki następnego dnia. Kawał bardzo się mu spodobał.
Za całą pomoc zażyczył sobie, aby była ona na zasadach „PAY IT FORWARD” + wysyłanie co tydzień SMSa z trasy z informacją czy jedzie się dobrze.

Następna część: Latające krokodyle
Początek podróży tutaj.

———————–

* – i ostatni!

Print Friendly, PDF & Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *