Pociągiem podróżuję wyłącznie w towarzystwie pięknych dziewcząt.
Tak jak na trasie Krasnojarsk – Irkuck. Ta na zdjęciu poniżej mieszkała w jakimś mieście daleko za kręgiem polarnym. Wiecie – białe niedźwiedzie roznoszą rano mleko, zorze polarne czynią nocne oświetlenie ulic zbędnym (zaoszczędzony prąd zasila wtedy aparaty do pędzenia wódy) i oczywiście temperatury -50 i -60.
A propos dziewcząt w pociągu, na etapie podróży Moskwa – Tajszet dosiadły się dwie takie że uchhhh – właśnie wracały na wakacje do domu. Były to Buriatki – pierwotni mieszkańcy Syberii, tacy azjatyccy Indianie, tylko że zostali wytępieni nie przez kowbojów, tylko wujka Stalina i wcześniejszych carów.
Zdjęć tych panien wam nie pokażę, bo nadal jest za mało komentarzy pod postami.
Będzie tylko anegdota:
Gdy obie weszły do przedziału, zaczęły gadać z innymi ludźmi i zaczęło się wzajemne przedstawianie i deklarowanie celu podróży.
Siedziałem sobie i gapiłem przez okno, początkowo całkowicie odporny na działanie feromonów. Słuchałem tylko jednym uchem konwersacji. W pewnym momencie padło jakieś pytanie po rosyjsku.
[na tym etapie podróży dopiero rozgrzewałem swój rosyjski, więc pytania nie zrozumiałem, a poza tym nie przysłuchiwałem się.]
– BLA BLA BLA BLA? [pytanie zadane przez tego gościa co żarł ze mną suszoną rybę w cz. I relacji]
– Dwie sutki. [odpowiedź jednej z tych dziewcząt, spokojnym głosem po rosyjsku]
W tym momencie z wrażenia podskoczyłem i zrobiłem głową dziurę w suficie – oczywiście metaforycznie.
Przez ww. głowę przetoczyło mi się setki pytań i odpowiedzi – znacznie więcej niż uczuć przez duszę w rozpaczy*
——-
* – Adam Mickiewicz, Reduta Ordona – dla tych co już zapomnieli lekcje polskiego z podstawówki.
„I nie tyle przejdzie uczuć przez duszę w rozpaczy
Ile z tych dział leciało bomb, kul i kartaczy”
——-
W bezpośrednim następstwie powyższych zwrotów akcji, zrobiłem to:
(film 13 wojownik – tym razem musicie sami przewinąć do potrzebnej sceny – między 1.40 a 4.12)
Oczywiście ja nie próbowałem znieważać współpasażerów – dlatego, że mógłbym nagle w nocy obudzić się na słupie trakcji elektrycznej przy torach.
Przy zastosowaniu metody nauki języka na słuch, okazało się po paru godzinach, sutka to nie cycek, tylko DOBA.
Retrospekcyjnie ustaliłem więc, że gość pytał się tych dziewczyn nie o ogólnie pojętą obecność wad genetycznych będących wynikiem katastrofy w Czarnobylu, a tylko pytał ile dni będą te dziewczyny jechać pociągiem.
Wracając do tej dziewczyny ze zdjęcia.
Jechała właśnie do pracy wakacyjnej w innym mieście albo jakoś tak. Nie dopytywałem szczegółowo, bo zainspirowany konwersacją i wspomnieniami, myślałem o nocach polarnych i cyklach dobowych Ziemi (ros. sutki)
Dobra, dojechałem do Irkucka
Tym razem zamiast spać w namiocie, kulturalnie udałem się do hostelu. Nie tyle po to, żeby się umyć, ile po to by sprawdzić pocztę i powymieniać uprzejmości z tym gościem z odcinka nr 5.
Przy okazji podłapałem ludzi jadących nad mój kolejny cel – Bajkał!
Razem zrzuciliśmy się na wycieczkę. Tam, w małej wiosce ok. 20km od wypływu rzeki Angara (tej nad którą leży Ust-Ilimsk.
Wioska zamieszkana jest w połowie przez konie, a w połowie przez ludzi, tzn. w tym wypadku Rosjan.
Myślicie że żartuję? NIE! Ja nigdy nie żartuję o takich sprawach:
Dookoła wioski zbudowano miejsca spacerowe i ścieżki wzdłuż brzegu.
Oraz kąpieliska.
Woda jest przerażająco zimna, o czym przekonałem się naskórnie (neologizm – analogicznie do NAOCZNIE). Kąpieli zażyli: ja, dziewczyna z Australii w potrzebie liposukcji brzucha, oraz koleś z Danii (był za unią Europejską, bo
– sam z niej jest – w przeciwieństwie do mnie, ja w 2003 głosowałem przeciw aneksji.
– Polska wróciła do Europy w 2004 (tak mówili w telewizji jeszcze przed referendum w 2003).
Skoro więc Ja byłem w Polsce od początku (tzn. odkąd się urodziłem, a Polska jest w Europie od 1 maja 2004 do sierpnia 2004, to byłem mieszkańcem Europy tylko przez 3 miesiące, to Europejczykiem nie jestem. Już wolę określenie Ziemianin, które podłapałem w filmach SF.
—————- Polska w UE —————
Unijne muzeum historii Europy bez historii Polski
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Unijne-muzeum-historii-Europy-bez-historii-Polski,wid,10620435,wiadomosc.html
IAR | dodane 2008-11-29 (19:00)
Serwis internetowy tvp.info dotarł do dokumentu koncepcyjnego instytucji, która ma być wspólnym dla całej Unii Europejskiej muzeum historii Europy. W założeniach pominięto wiele elementów historii Polski.
Według dokumentów, opracowanych przez grupę dziewięciu historyków, Polska walczyła z Niemcami tylko do października 1939 roku, nie było Armii Krajowej, ani Powstania Warszawskiego. Napisano tylko, że że „hitlerowska okupacja dużych części Europy jest dla wielu ludzi traumatycznym przeżyciem”.
Według dokumentów nie było także zaborów, choć przyznano, że w tym czasie potęgą militarną były Prusy i Rosja. Nie wspomina się o konfliktach polsko-krzyżackich ani o bitwie pod Grunwaldem. Nie lepiej jest w części poświęconej historii współczesnej – w kontekście Jesieni Ludów 1989 roku wspomniany jest jedynie upadek Muru Berlińskiego, ale nie ma już mowy o polskim Okrągłym Stole.
Ciągle nie wiadomo, gdzie placówka ma mieć swoją siedzibę, ale założenie jest takie, że ma to być jeden z centralnych krajów Unii.
Tyle artykuł. W związku z tym, że mam traumatyczne przeżycia w związku z okupacją, to ja tą całą Unię *****lę w imieniu własnym oraz mojego dziadka, porucznika nieistniejącej AK walczącej z przyczyną traumy.
———- Koniec na poważnie ————-
To jest znowu ta pani z Australii –
zdjęcie zrobił moim aparatem ten gość z Danii – o ile dobrze pamiętam.
Możecie więc podziękować mu w myślach za możliwość oglądania SUTKÓW (tym razem słowo to jest po polsku!) – ocenzurowanych przez tkaninę syntetyczną, żeby szok tego widoku – odsłoniętych piersi australijskich – nie poraził ludzi o słabych nerwach.
Wyjaśnić tu trzeba bowiem, że australijskie piersi, jeśli nie formowane przez specjalnie zaprojektowaną (czasami przezroczystą!) odzież – sterczą w odwrotną strinę! Do góry!
W następnej kolejności wypadków tamte dwa wróciły motorówką do Irkucka, a ja poszedłem szukać partyzantów (żart) i jakiejś starej kopalni cynku czy miedzi (prawda), o której powiedział mi ktoś w wiosce.
Kopalni nie znalazłem, ale przez 3-4 godziny błąkałem się po lesie i bezdrożach, co było równie fajne.
Zaliczyłem brodzenie przez strumienie po kolana i omal nie wpadłem na metr (albo więcej) w jakieś nie wiadomo jak głębokie coś – podziemny strumień, który sączył się pod trawą na jednej polanie. Po stąpnięciu na murawę, kawałek ziemi z trawą, na którym stanąłem zabujał sie gwałtownie i ziemia zaczęła bujać się i pękać – a następnie spod ziemi wytrysnęła woda!
Przed oczami duszy przeleciało mi już nawet kilka scen i wspomnień
ale przetrwałem także i to niebezpieczeństwo.
Droga była jednocześnie korytem strumienia – takie 2 w 1. Czasami droga była wypłukana do 60-70cm wgłąb, że czołg nawet nie przejedzie.
W drodze powrotnej, będąc już na skraju wioski, odkryłem centrum władzy duchowej, rozciągniętej nad duszami mieszkańców.
Ponieważ szanowni czytelnicy już mnie znają dość dobrze, nie będzie dla nich żadną niespodzianką stwierdzenie, że nie zniżyłem się do powrotu do Irkucka za pomocą normalnego środka transportu, jak robią to turyści z przewodnikiem w rękach.
Co będę płacił 100 rubli za łódź motorową skoro mogę wiosłować zupełnie za darmo?
(kamizelkę dla topielców – pomarańczową żeby łatwo można było znaleźć potem ciało. Mówię serio – bo woda jest w tym azjorze tak zimna, że hipotermia w 3 minuty – pożyczyłem zawczasu od właściciela motorówki, 2 dni wcześniej.
No i proszę – ognisko nad Bajkałem. Ci kolesie co z przewodnikami Lonely Planet w dupach jeżdżą od hostelu do hostelu, mogą o czymś takim tylko pomarzyć!
A tak to wygląda o świcie:
To jest świt:
A to świt z wody. Wracam do portu Listwijanka – skąd można wrócić autobusem do Irkucka.
Wrażenia wizualne były super. Czasami widać było brzeg, ale najczęściej nic – tylko mgłę i takie dziwne halo.
Widocznść 20-30m nie pozwalała na stress-free manewrowanie między innymi użytkownikami szlaków wodnych.
Innymi słowy: już z 10km słychać było motorówki – woda nosiła dźwięki znakomicie. Przez kilkanaście minut stopniowo dźwięk się zbliżał – i tylko liczyłem na fuksa, żeby pędząca motorówka nie wjedzie we mnie.
Prawdopodobieństwo takiego zdarzenia zmniejszałem płynąc od czasu do czasu bliżej brzegu.
Stopniowo poranne mgły ustępowały.
…. I się zorientowałem, że na biwaku 15 km wcześniej zostawiłem bardzo ważną rzecz.
W związku z tym, że do pociągu do Mongolii zostało ok.8 godzin, zostawiłem plecak w w porcie i zrobiłem sprint po tych klifowych wybrzeżach – w 5,5 godziny zrobiłem 27km pieszkom – częściowo biegnąc, jeśli się dało.
W niektórych momentach ścieżka wyglądała tak:
Albo tak:!:
(żadnych łańcuchów, ubezpieczeń lin i haków! W jednym miejscu tak się nażarłem adrenaliny, że nawet nie zrobiłem zdjęcia – trzeba się było przez 4 metry trzymać parapetu skalnego i przytulać do pionowej ściany nad praktycznie pionowym piargiem z zapraszającymi skalnymi kłami 30m niżej. Plecak z kamieniem w środku nie ułatwiał
Ale na końcu drogi odnalazłem zgubę:
…Czyli pamiątkowy kamień, który ukradłem (zabrałem – leżał sobie na ziemi) z rezerwatu w miejscu upadku meteorytu tunguskiego!
Wypadł mi z plecaka jak przenosiłem obozowisko nad brzegiem Bajkału w bardziej ukryte miejsce.
Szczęśliwie odratowaną pamiątkę przetargałem potem o przez całą Mongolię a potem Chiny.
Ciekawe czy ten gość z „postscriptum – cz. 5 relacji” zdecydował by się nażąć mnie na kasę, gdyby zawczasu poznał poziom mojej wytrwałości i uporu w odzyskiwaniu mojej własności.
Okey, dzieci, wróciłem do miejscowości Listwijanka nad Bajkałem w ostatniej niemal chwili, ok. 15 minut przed odjazdem autobusu; autobusem 70km do Irkucka, z dworca PKS taxi do dworca PKP i z zapasem ok 30 minut wyrobiłem się na pociąg, na który bilet miałem zarezerwowany.
Przed nami Mongolia – serce najpotężniejszego imperium jakie kiedykolwiek zasłało trupami twarz tego świata.
.
.
Aha, przepraszam osoby wrażliwe za wątek dup,…. tzn. dub (l. poj. doba) [freudowsko mi się pomyliło przy pisaniu] oraz piersi. Po prostu sam już nie wiem co zrobić, żeby zwiększyć czytelnictwo tego bloga, więc chwytam się tej metody jak tonący brzytwy.
A tak na poważnie w tym temacie, w przypadku cyklu o Wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego sposób ten wpłynął znacząco na wyniki sprzedaży.
Jak bohaterowie trochę podupczą, powiedzą parę sprośnych dowcipów i używają dosadnych metafor (rymowanie „rzyć i pić”), czytelnik od razu pędzi do księgarni po następny tom.
Tak więc postanowiłem zastosować tą strategię marketingową u siebie.
Stanowczo protestuje przeciwko autocenzurze.
Prosze sie szybko pokajac i postnac wszystkie zdjecia syberyjskich squaw! 🙂
Również jestem przeciw autocenzurze. Na tym blogu proszę nie owijać w bawałnę tylko walić prosto z mostu.
PS. Miło będzie zobaczyć w kolejnym odcinku te dwie dziewoje z pociągu.