Podróżne po najdalszych zakątkach tej znękanej człowieczymi problemami planety kończą się w moim przypadku jak zwykle, czyli czajeniem się po krzakach.
Tym razem, w przeddzień wyborów udałem się w podróż rzeką płynącą przez środek mazowieckich krain tj. Wisły, aby upewnić się, że płynie ona nadal mimo przyłączenia do paneuropejskiej wspólnoty bratnich narodow mira.
Drugiego dnia podróży królową polskich rzek wypadł dzień, w którym zmanipulowane społeczeństwo polskie wybrało na swego wodza kolejną postkomunistyczną gadzinę.
Dzięki nowoczesnej technologii radiowej ten przykry fakt znany był mi w chwili, gdy słońce zbliżało się już do horyzontu, a ja zasiadłem do posiłku.
Środkiem transportu był mi mój wierny kajak, cudem wyrwany z rąk bezczelnej międzynarodowej finansjery, którą dwie zimy nazad wiarołomną rękę położyły celem jego zawłaszczenia.
W związku z tym, że mój wierny kajak zwie się RED OCTOBER (to z takiego filmu o ruskiej łodzi podwodnej), zabrałem ze sobą odpowiednią lekturę – książkę „Okręt”. Jest to światowy bestseller opisujący zmagania niemieckich podwodniaków w walce z amerykańskim imperializmem w latach 1939-1945.
Ludziom wyczekującym niecierpliwie chwili, aż mój kajak zamieni się w łódź podwodną, nieszczerze przekazuję informację, że nic takiego się nie stało! Zamiast więc drapać pazurami od muliste dno Wisły, zabrałem się do podziwiania zachodu słońca.
— * —
Wisła nie jest jedynym miejscem Polski, w którym ciszę samotnej wędrówki urozmaica nachalne piękno przyrody. Jeziora na północnych rubieżach również dostarczają niezapomnianych wrażeń estetycznych. A wytrwałym i obdarzonym determinacją wędrowcom Natura zsyła cudowną zamianę burz w roziskrzoną słońcem sielankę.
Szarobury świt przetykany monotonnym deszczem i nieprzyjemnie jesiennym wiatrem w ciągu paru minut zmienił się w patrzące intensywnie niebieskie oczyska – letni błękit od wody odsunięty był przez intensywnie żółtą czupryną dojrzewających zbóż (pszenica i żyto, ani śladu ryżu! Polska to mój kraj!). Zmiana ponurej zimnej deszczowej pogody w kojący błękit nieba była tak nagła i tak niespodziewana jak przelot odrzutowcem do tropikalnego kraju prosto z kłapiącej lodowymi kłami polskiej zimy.
Zostanę poetą.