Za doliną śmierci wznoszą się piękne, porośnięte drzewami góry.
A na wysuszonych na wiór nadmorskich równinach można napotkać masę ciekawostek – źródeł bogactwa Kalifornii. Między innym liczne polan naftowe.
A już zupełnie blisko Los Angeles zaczyna się kraina bogactwa i luksusu. Ostatnim etapem był przejazd o zachodzie słońca przez Malibu Coast.
Koniec! Triumfalny powrót:
Na sam koniec motor prawie się rozpadł na kawałki:
– bieżnik tylnej opony był zjechany tak, że widać było obszary zupełnie bez gumy
– nie działała lampa przednia
– kierunkowskazy na skutek przebicia działały tylko na bardzo wysokich obrotach i tylko przednie
– tablica rejestracyjna zginęła gdzieś w Arizonie – przez trzy stany (ponad 1000 mil) jechałem bez blachy
– klocki w przednich hamulcach całkowicie zużyte do metalu. Heblować się dawało tylko w dużej potrzebie.
Tradycyjne zdjęcie robione ręką kolejnego właściciela motoru:
I pożegnanie z buciorami, które kopały się z drogą nie tylko przez całe US&A ale i siedem krajów Ameryki Południowej. Łącznie 41 000 km!