Raj na ziemi – Korea Północna

Z lotu ptaka, o ile jakikolwiek ptak ośmieli się naruszyć przestrzeń powietrzną Korei Północnej*, wygląda ona jak piękny nefryt, obmywany promieniami słońca jutrzenki wschodzącego znad oceanu.

(Gdyby powyższy film się nie wyświetlał, to tu jest druga lokalizacja:
!!!kfahymn)

Ale do rzeczy!
Kochani, to kraj mlekiem i miodem płynący!!!!
Wbrew jadowitej propagandzie klęski, głoszonej przez plujące nienawiścią kapitalistyczno-masońskie wilki z Ameryki, „w hotelach, w których się stołowałem nie brakowało niczego!!!” – niech wesprę się słowami G. B. Shawa**.

Mieszka w tym pięknym kraju lud radosny, pracowity i wpatrzony w przyszłość wykuwaną zgodnym wysiłkiem dzieci, kobiet i ludzi. A oto relacja z podróży do niego:

Sytuacja polityczna w regionie

Sytuacja wygląda tak, że wszyściutkie co do jednej strony „problemu” pilnują, żeby zostało tak jak jest.
Trzymają się nawzajem w szachu, potrząsają szabelkami i wystosowują protesty, a co jakiś czas nawzajem prowokują i do siebie postrzelają. A dwa dni po wyjątkowo zgodnych oświadczeniach stron w klimacie „w każdej chwili może wybuchnąć wojna” wszystko wraca do normy.

Amerykanie: zjednoczenie Korei na jakichkolwiek warunkach oznacza dla nich wycofanie się nie tylko z Korei, ale i Japonii. Na samej tylko pięknej wyspie Okinawie gnieździ się garnizon 17 000 marines – nie licząc całego majdanu służb pomocniczych. Innymi słowy okupacja trwa, choć żaden oficjalny czynnik japoński tego głośno nie mówi.

Chiny: im awanturnicza Korea jest też na rękę: rozgrywają ją zawsze przeciw Amerykanom, a przede wszystkim nie mają pod bokiem konkurencji silnego, zdyscyplinowanego i umiejącego zadbać o interes narodu połączonych Korei.

Japonia: póki co nie mają własnych sił zbrojnych – Amerykanie ich bronią. Generalnie też wolą Koreę podzieloną (wielki Brat im każe tak myśleć! Japonia to obóz kapitalistyczny, barak japoński ha ha ha!), co nie zmienia się nawet gdy przelatująca nad Japonią koreańska rakieta robi im we fryzurze przedziałek.

Korea Południowa: niby jak? Założą rząd jedności narodowej? Nawet jak Amerykanie im na to pozwolą (a nie zrobią tego!) zjednoczenie jak równy z równym, oznacza to całkowite przemeblowanie w całym kraju. Integracja musi być albo rozłożona na dziesięciolecia, albo wcale.
=======

Różnice między północą a południem:


.
Gdyby ktoś zupełnie nie znał angielskiego, to w dymkach stoi: „Potrzebujemy więcej minerałów!”
.
.

Mówiąc już poważnie, różnice cywilizacyjne i kulturowe są tak potężne, że w grę wchodzi jedynie stopniowe wyciąganie północy z niedostatku materialnego. Będzie to kosztować kolosalne pieniądze. Mają je główni rozgrywający: USA i Chiny, ale jak już wspomniałem – przepraszam za powtórzenia, ale to ważne – palcem nie kiwną żeby coś zmienić. Korea Południowa teoretycznie by się mogła pokusić, ale jej Amerykanie nie pozwolą.

Dlatego póki co możemy sobie pooglądać takie filmiki w Internecie:

A w samej Korei oglądają lokalną wersję Czterech pancernych:

To był film który leciał w telewizji gdy nasza wycieczka dotarła do hotelu.
Nic nie kumałem z tego co mówili, ale wydźwięk scen był rewelacyjny. Nasze lata pięćdziesiąte i klimat z Czterech pancernych.
.
A zachodnie feministki-traktorzystki byłyby dumne z poziomu równouprawnienia. Szczególnie by się wzruszyły rozpoznając jakże bliski ich sercom realizm filmu… zwłaszcza przy scenie jak ta pani z karabinu szturmowego strzela do nacierającego plutonu czołgów. Zanim to zrobiła, wygłosiła patetyczną przemowę. Mówiła pięknym, na wpół płaczącym głosem – coś w stylu zaśpiewu przy kazaniach w kościele.
Byłem głęboko poruszony.

========================
Sukcesy północnokoreańskiej nauki

Program kosmiczny:

.
===========================
Tak wygląda piramida-hotel w środku miasta. Do niedawna była betonowa i straszyła. Niedawno jednak Koreańczycy szarpnęli się na wykonanie elewacji zewnętrznej i obiekt wygląda już wyrąbiście. Nie mam uwag. Słowo daję!!!

W środku nadal nie ma nic oprócz żelbetonu, ale jest nadzieja że także to się wkrótce zmieni.


.
===========================
Na linii demarkacyjnej…
Tu wymienia się ostre słowa oskarżeń i groźne spojrzenia.

Budynek na krawędzi dwóch światów wygląda tak:

Między tymi barakami stoją na warcie żołnierze obu stron i patrzą sobie w oczy.

Jest to jedno z dwóch połączeń między północą a południem Korei. Sformułowanie celowe: obie strony utrzymują, że Korea jest tylko jedna, więc niech im będzie.

Gdy spytałem ich naiwnie, kiedy zniknie granica, odpowiedzieli dumnie: „spokojnie, pracujemy nad tym” i tajemniczo się uśmiechnęli. Pewnie mieli na myśli te tunele pod granicą, o których już pisałem:
http://madeintaiwan.gavagai.pl/?p=106

Dali się napatrzyć minutę,


… a potem robiąc groźne miny, strosząc pióra i niebezpiecznie milcząc kazali spierdzielać. Zdjęcie zrobione w ostatniej chwili.

Zawieźli nas też do pobliskiego kompleksu, w którym toczyły się negocjacje o zawieszenie broni.
Stosowny dokument podpisano przy tym stole:

A przy tym stole się zaciekle kłócili:

=====================
EPIZOD: Wizyta w wiosce potiomkinowskiej

Droga była daleka i po nocy, ale bardzo interesująca.
Praktycznie wszystkie drogi zrobione są z płyt betonowych. Brak ropy.

Mijane po drodze pola były pełne zboża, które napełni spichlerze i brzuchy ludu pracującego.


.
Aprowizacja żywnościowa ludności rozwija się zgodnie z planem. Jakikolwiek by on nie był.
Oto kobieta z kozą. Dowód, że hodowla trzody i bydła kwitnie.

.
A tak wygląda dom przedstawiony nam jako typowy. Ot, polskie lata 70-te.

„Za Gierka było dobrze” chciałoby się powiedzieć. Dom bardzo skromny i wyglądał od środka tak jak polskie domy w latach 80-tych.

Podzielam zdanie Sir Johna Maynarda, brytyjskiego eksperta od rolnictwa, który podróżował po Ukrainie w okresie największego głodu w latach 30-tych XX wieku. Po powrocie oświadczył on, że nie ma żadnego śladu powszechnego braku żywności.
To samo stwierdzam ja o Korei Północnej. Bida jest, ale ciężko pracują, to widać, i sobie dobrze radzą. Na Google Earth sprawdziłem kolor zbóż w miejscu do którego nam zawieźli i innych miejscach, niedostępnych dla turystów. Wszystko wygląda tak samo – nie ma różnicy odcieni w kolorze zboża, ani nie widać zapuszczonych czy zaniedbanych rejonów upraw. To stan na dzień dzisiejszy (2012) wcześniej był podobno głód.
========================

EPIZOD: Miłe zaskoczenia kulinarne

Parówki z musztardą:


Musztardy takiej już się w naszym kapitalistycznym kraju nie kupi. Ostra aż łzy tryskają poziomo z oczu. Łzy musztardowe wymiaszane pół na pół ze łzami nostalgii za musztardą sarepską i grudziądzką z czasów PRL. Jeden dzong: azjatyckim zwyczajem parówka jest na patyku. Ale za to nie oszukana – pyszności!

Parówki konserwowe zupełnie jak z Pewexu!!!!


Co najśmieszniejsze, to taki asortyment parókowo-ogórkowy był dostępny w hotelowym barze w centrum miasta, oraz w kawiarni przy ichniejszym placu defilad. W restauracji hotelu będącego odpowiednikiem VCTORII w Warszawie w barze na 1 piętrze można było kupić słoiki z ogórami konserwowymi w słoikach, parówki konserwowe i puszki z plasterkwowanym ananasem.

Jednago dnia wywieźli nas za miasto ponad 100 km. Mieszkaliśmy w rządowym ośrodku wypoczynkowym.

Grill z nafty i małż w trakcie noclegu w ośrodku wypoczynkowym nie wiadomo gdzie:

====================================

EPIZOD: Historyczna porażka imperialistycznych szpiegów
23 stycznia roku pamiętnego
wykluła się… łajdacka natura kapitalistów.
Pamiętnym rokiem był rok 1968.

=======
Dygresja na rozgrzewkę: Dowcip z czasów zimnej wojny: chłop pracujący w fabryce wózków dziecięcych za Uralem postanowił codziennie wynosić jedną część z hali i zmontować wózek dla dziecka. Jednego dnia wyniósł parę rurek, kolejnego dnia jakieś sprężyny, ale kiedy próbował je składać w domu, za każdym razem wychodził karabin maszynowy…
================

A cała sprawa wyglądała tak:
amerykański statek szpiegowski spokojnie sobie szpiegował, nasłuchiwał baz rakietowych i szukał lokalizacji fabryk wózków dziecięcych oraz traktorów.


….aż tu nagle został zgarnięty przez namolną północnokoreańską ochronę wybrzeża!

… i skończył przyczepiony jak huba do drzewa do nabrzeża w północnej stolicy Korei.

Podstępni Amerykanie tak zapamiętali się w swoim procederze, że Koreańczycy złapali ich z opuszczonymi gaciami. Poniżej unikalne zdjęcie zaskoczonego członka załogi – scena pochwycenia imperialistów odegrana na potrzeby niniejszego bloga. Ze sceny cenzura usunęła kwestię opuszczonych gaci – moje poświęcenie dla sprawy rekonstrukcji historycznych ma swoje granice.

… i niech nie zwiedzie was niewinnych wygląd tych małych żółtych diabłów. Oni potrafią się uprzeć! I to jak!!

Koreańczycy twardo trzymali się wersji, że szpiegów oddadzą w zamian za wypracowanie.
Wydusili je z Amerykanów PO JEDENASTU miesiącach! Oto ono:


Amerykańce musieli przyznać się do szpiegostwa, okazać skruchę i powiedzieć że więcej tak nie będą bo to źle. Na to Koreańczycy mają piękne zaświadczenie z pieczątką i oprawione w ramki. Dwujęzyczne jak kamień z Rosetty.

.
Znowu mały dzong!. Niestety nie udało im się zdobyć autografu prezydenta – akurat miał ciężki atak grypy i musiał iść do lekarza. Na dokumencie widnieje jedynie podpis generała dywizji (major-general) US Army.
Aha, musieli jeszcze podziękować za humanitarne traktowanie uwięzionych członków załogi***.
Warto było czekać. Ha ha! Koreański film propagandowy o całym zdarzeniu ogląda się z dużą przyjemnością. Obejrzenie go jest punktem programu zwiedzania jednostki.

Opis całej sprawy na Wikipedii po angielsku tutaj. Dodam jeszcze, że po odzyskaniu szpiegów imperialiści dali dowód swojego wiarołomstwa, zgnilizny moralnej i braku poszanowania dla własnego słowa, które dla nich samych gówno znaczy. Wszystko odwołali.

Sam statek został zachowany jako, cytuję, „trofeum wojenne”.
Do dziś, przycumowany w stolicy Korei, przyjmuje na swój pokład wycieczki obcokrajowców i lokalnych uczniów szkół wszystkich szczebli.

Statek muzeum oferuje dodatkową darmową atrakcję – zabawę karabinem maszynowym. Żaden smutny pan nie przyjdzie i nie powie żeby nie dotykać. Ja i jeszcze jeden gość mogliśmy nawet przeładowywać, otwierać zamek i zaglądać do lufy. Ekstaza! Niestety nie dało się postrzelać.

========================
EPIZOD: urywam się strażnikom.

To jest możliwe. Jeden z punktów programu to piknik na zboczu góry.
Po nim strażnicy łaskawie pozwolili na 20 minut czasu wolnego. Cwaniaki sugerowali wspięcie się na górę, u której podnóża się znajdowaliśmy. Na oko w jedną stronę to 1,5 godziny. Sprytne. Liczyli, że nikomu się nie będzie chciało ruszać z pełnym kołdunem.
A ja wtedy… SRUUU! Ledwie przewodnik skończył gadać  pobiegłem na szlak jakby mnie biesi gonili.

Po przejściu 1 km okazało się, że połowa czasu zeszła. Wróciłem więc i pokręciłem między gęsto rozrzuconymi stanowiskami do grilla. Stanowiska te były zajęte przez rozmaite grupy wojskowych – grupy rżną w karty, żrą, piją, grają na harmonii. jak w ruskim pociągu jadącym na front do Stalingradu…
Scenka rodzajowa w klimacie „Jedzą, piją, lulki palą; Ledwo karczmy nie rozwalą, Hi-hi! Ha-ha! Hejże! Hola!”
Jedna z grup, dokładnie tak jak miałem nadzieję, przygarnęła mnie na przekąskę!!


Pełny spontan! Nie miałem własnych pałeczek, więc karmili mnie z własnych – musiałem tylko przekrzywiać głowę jak karmiony pies. Hał hał!
.
Aha, jeszcze mnie spoili! Dwie szklanki wódy 23%, które przyswoiłem dla dobra sprawy – Allach nie widzi! – to więcej alkoholu niż zużyłem przez 2-3 lata, wliczając odkażanie ran.

Po powrocie do autobusu 4 minuty po ultimaum, moja strażniczka poinformowała mnie, że przez swoje nieodpowiedzialne zachowanie (spóźnienie) wywołałem cytuję „incydent”. Była bardzo smutna, bo się na mnie zawiodła. Ha ha!

=============================
EPIZOD: wizyta w miejscy narodzenia wiecznego prezydenta

Jednego dnia wywieziono nas za miasto i… spokojnie! …pokazano miejsce urodzenia Wiecznego Prezydenta.


Pani mówiła o narodzinach i rodzicach Wodza z wielkim przejęciem i zaangażowaniem. Oni w takich chwilach używają takiego specjalnego zaśpiewu, który brzmi tak jakby zaraz mieli się popłakać ze wzruszenia.

(Dopisane: o mniej więcej takim tonem jak tu:)

http://youtu.be/ELe8NY72aqc

==============================
EPIZOD: Mass Games
Kopara mi opadła. Sami zobaczcie co było głównym punktem programu całej wycieczki.

To jest wielki. Stop! GI-GAN-TYCZ-NY pokaz akrobatów i innych cyrkowców.

Całość robi wręcz kosmiczne wrażenie. Czułem się i wyglądałem jak ludzie, którzy zobaczyli po raz pierwszy zarąbiste UFO na pół nieba w serailu V (1983)

http://youtu.be/W1QjZiTvhdE

Wśród gości zagranicznych było wielu Chińczyków. Dlatego w kilku momentach na ekranie z ludzi w tle pojawiały się hasła wiecznej przyjaźni między narodami,


a wtedy po murawie ganiały smoki, niedźwiadki panda, akrobaci i wszelkie możliwe chińskie symbole szczęścia i pomyślności.

Całość widowiska/pokazu budzi AUTENTYCZNY PODZIW I PEŁEN SZACUN! Łącznie przez przedstawienie przewija się 100 000 uczestników. Wszyscy moi wycieczkowicze zbierali szczęki z posadzki, licząc że podniosą własne, a nie jakiejś 90-cio letniej Amerykanki co siedziała obok.

=========================
EPIZOD: spacery po mieście, niestety na smyczy


Wizyta w domu kultury:

ręczne haftowanie

Wizyta w metrze:


.
W każdym wagonie wisi ichniejsza wersja obrazka Matki Boskiej z TW-ałęsą w klapie.

.
Ściany na stacjach metra są przyozdobione są pięknymi scenami z życia kołchozów.

Asortyment sklepu przy restauracji dla obcokrajowców:



.
===============
Epizod: partyjka tenisa z przechytrzoną koreańską bezpieką

Jednego dnia program zwiedzania obejmował spontaniczną przechadzkę w parku.

Program obejmował dwa żelazne apogea rzeczonej spontaniczności:
1. Przypadkowe spotkanie robiących sobie zdjęcie nowożeńców


2. Obserwację spontanicznie zorganizowanego chóru, który śpiewał radosną piosenkę w przerwie w swoim pikniku.

.
Najlepsze jednak zorganizowałem sam! Nasz autobus zaparkowany był przy centrum sportu. Przy nim były dwa korty tenisowe, w tamtej chwili użytkowane.
Zareagowałem natychmiast. Zapytałem naszą straż… to znaczy przewodniczkę, czy można z nimi chwilę zagrać.
Prośba nietypowa. Mocno ją zakłopotało, zakotłowały się jej zwoje, ale po chwili się zgodziła.

Pognałem w stronę kortu głową do przodu, prawie poziomo. Zahamowałem tylko na chwilę, aby dać jednemu wycieczkowcowi aparat fotograficzny, by pstrykał ile wlezie.

Eksperyment zakończył się podwójnym sukcesem!

Po pierwsze, odbicie paru piłek dobrze mi zrobiło – bardzo lubię grać w tenisa.
Przede wszystkim jednak (i to była tajna część mojego planu) okazało się, że grający ze mną przypadkowi sportowcy… mówili po angielsku.

Czyli to były tajniaki, a co najmniej ludzie podstawieni i sprawdzeni 200 razy, bo normalnego obywatela nie uczą języków obcych, żeby sobie krzywdy nimi nie zrobił w głowie.
HA HA HA!

========================

Na koniec pobytu wszystkie grypsy wciśnięte mi do ręki i kieszeni przez zdesperowane ofiary systemu… oddałem z uśmiechem oficerowi politycznemu w hotelu.

Żartuję. Ale tak właśnie zrobiła kiedyś Jane Fonda, alias Hanoi Jane, alias Jane Bitch.
Pełni finezji amerykańscy weterani wymyślili nawet celownik do kibla:

Zapraszam do zakupów tutaj.
Niezorientowanym wyjaśniam, że poszło o to, że Jane Bitch była komunistyczną kurwą. Pojechała raz do Wietnamu Północnego i odwiedziła uwięzionych amerykańskich lotników, by dać się z nimi sfilmować. Lotników na tą okazję czasowo doprowadzono do porządku sanitarnego. Zebrała grypsy od wizytowanych… aby potem na ich oczach oddać je północno-wietnamskim strażnikom. Więcej tutaj.
Uff! Na szczęście za drwienie sobie z poważnych spraw żadna umięśniona robotnicza ręka nie spadła na mnie by pomścić kapitalistyczne wygłupy…. KONIEC RELACJI

 

————————————–

* – parafraza fragmentu książki Marcina Wolskiego pt. Agent dołu.

** – autentyczne słowa tego głupka, który dał się całkowicie omotać Komunistom w czasie wizyty w wioskach potiomkinowskich w Rosji Sowieckiej. Stał się potem tubą propagandową ruskich szachistów i głosił wspaniałość ich idei.
*** – humanitaryzm nie obejmował tortur polegających na karmieniu ryżem w trybie śniadanie-obiad-kolacja. Dokładnie to co ja mam na Tajwanie.

http://youtu.be/l32vNXDUzNo

 

Jeszcze jedno dopisane wyjaśnienie. Wszelkie napięcia między Koreą Północną a pozostałymi graczami najlepiej podsumowuje ten rysunek:

Print Friendly, PDF & Email

Related Posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *