Jak już donosiłem (co za brzydkie słowo), Tajwańczycy to bardzo spokojni ludzie.
Sferą, w której sobie kompensują tą głęboko zakorzenioną grzeczność jest ruch uliczny.
Na codzień wygląda to mniej więcej tak:
– wsiadając na sprawdzam, czy wisi mi na szyi nieśmiertelnik z napisaną grupą krwi,
– zakładam kamizelkę kewlarową, dwa kaski (dla większej ochrony) i oczywiście suspensorium, żeby było komu opowiadać przy kominku o młodzieńczych przygodach
– ze strachu zamykam oczy które trzeba mieć dookoła głowy….
I JAZDA!
I tak mam codziennie – chwila nieuwagi i rozjedzie mnie na miazgę jakiś śmierdzący ryżem gość.