Dajmy szansę mrówkom

Niektórzy wierni czytelnicy zapewne pamiętają słynny atak mrówek, które pożarły mi kilo cukru.
Zmuszony tymi dramatycznymi okolicznościami, musiałem pożyczyć mrówkojada z zoo (na szczęściebyło w miarę blisko, a wypożyczenie można odliczyć od dochodu).

mrowkojad

Trzeba wam kochani wiedzieć, że lokalne mrówki nigdy nie były rozpieszczane  – żrą wszystko jak leci. Są też mięsożerne!
Poniżej udokumentowane fotograficznie zdarzenie:

Mrówy zakosiły mi z kanapki kawałek polędwicy z konserwantami, po czym kolektywnie, metodą DRAG & DROP – podpatrzoną w Microsofcie(r) – niosą do swojego gniazda.

mrowki_kradna_mieso

Zastanawiam się, czy częściej sprzątać ze stołu, czy też je dokarmiać.
Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że rozzuchwalone głodem mrówki wyniosą mnie w czasie snu – tak więc sprzątanie ze stołu wiązałoby się z koniecznością  zakupu kajdanek, którymi sam siebie przykuwałbym do kaloryfera na czas snu.

W związku z tym incydentem przypomina się się świetne opowiadanie Fredrika Pohla pt. Dajmy szansę mrówkom (Let the Ants Try), którego przeczytanie po raz kolejny polecam.

Poniżej fragment:

– Nie dasz rady tego oczyścić – odparł Gordy. – Niby to zwykła trawa, ale bardzo
wyrośnięta i o szalenie mocnych korzeniach. Nawet ściąć jej nie mogę. Jest tu wszędzie
dookoła i robi jej się coraz więcej.
– Mutacja? – skrzywił się de Terry.
– Tak sądzę. Popatrz jeszcze na to… – Gordy skinął na małego człowieczka i zaprowadził
go na sam skraj oczyszczonego terenu. Schylił się i podniósł coś czerwonego, co wiło się i
skręcało między jego kciukiem a palcem wskazującym. De Terry wziął to od niego:
– Też mutacja? – przyjrzał się temu czemuś z bliska. – Wygląda właściwie jak mrówka –
powiedział. – Może tylko… Tak, tułów jest niezupełnie w porządku. W dodatku miękki.
Zamilkł, pogrążony w dokładnym badaniu.
Wreszcie mruknął coś pod nosem i zrzucił owada na ziemię. – Nie masz pewnie
mikroskopu? Nie… Wiesz, trudno w to . uwierzyć. Niby to mrówka, ale wydaje się w ogóle
nie mieć tchawek. A więc musi to być jednak coś innego.
– Wszystko jest inne – powiedział Gordy. Wskazał na kilka zapuszczonych grządek. –
Miałem tam marchew. A przynajmniej myślałem, że to marchew, bo po spróbowaniu
rozchorowałam się. Westchnął ciężko. – Ludzkość miała swoją szans, John. Bomba atomowa
nie wystarczyła, każda rzecz musiała zostać zamieniona w narzędzie do zabijania. Nawet ja
zrobiłem broń z czegoś, co z wojną nie miało nic wspólnego. I wszystkie te nasze arsenały
wybuchły nam nagle prosto w twarz.
De Terry uśmiechnął się.
– Może mrówki będą miały więcej szczęścia. Teraz ich kolej.
– Chciałbym, żeby tak było. – Gordy pogrzebał w ziemi przy wejściu do podziemnego
mrowiska i obserwował skonsternowane owady. – Obawiam się jednak, że są za małe.
– Dlaczego? Te mrówki są inne, doktorze Gordy. Owady nie osiągnęły nigdy znacznych
rozmiarów, ponieważ nie pozwalał im na to ich sposób oddychania. Ale te mrówki to
mutanci. Sądzę… Sądzę, że już mają płuca. One mogą rosnąć, doktorze Gordy. A gdyby
osiągnęły rozmiary człowieka, opanowałyby świat. Oczy Gordy’ego zabłysły.
– Płucodyszne mrówki! Może i opanują świat, John. Może, gdy ludzkość unicestwi się
ostatecznie w następnym wielkim BUM!…
De Terry potrząsnął głową, po raz kolejny obrzucając spojrzeniem swe brudne,
złachmanione ubranie.
– Następne BUM będzie także ostatnim – powiedział. – Te mrówki pojawiły się o miliony
lat za późno.

Aby przeczytać resztę, trzeba wypożyczć z biblioteki zbiór opowiadań Pohla, który szczęśliwie posiadam.
Biegiem do biblioteki!

Print Friendly, PDF & Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *