Pierwsze wakacje na Tajwanie.
Wyprawa do miejsca o nieznanej mi nazwie – gdzieś w centrum Tajwanu.
Ta kępa bambusa strasznie mnie podjarała – bo w Polsce tego nie ma.
Teraz już się tak nie ślinię na widok tropikalnej roślinności, ale sami rozumiecie, jak obcym miejscem był dla mnie wtedy Tajwan – obecnie mój dom.
Zamawiam piwo. „Jedno jasne proszę!”
Tutaj tajwańska matka inwigiluje własne dziecko na obecność pcheł.
Swoją drogą – należy zadać pytanie, czy dzieci na Tajwanie wychowuje się integracyjnie- tzn. czy dziewczynki i chłopcy traktowane są równo.
Może w tym celu należy wysłać na Tajwan wszystkie wojujące feministki – i niech się zajmą badaniami.
Oczywiście dać im trzeba bilet w jedną stronę – i niech nie wracają.
STOP!!!! Niech wracają – przecież ja jestem na Tajwanie!!!!!!
1
2
3
Pogoda idealna i wiaterek niczego sobie. Fale były fantastyczne.
Po drodze trza było się czegoś napić. Ponieważ było po sezonie, sklepikarze utracili czujność.
W związku z tym wziąłem se kolę, zostawiłem kasę oraz notatkę z podziękowaniem na blacie i pojechałem dalej.
Piękny czerwony zachód słońca…
Był rozwiązaniem zagadki, o czym jeszcze nie wiedziałem. Zagadka: dlaczego tak mało ludzi na tej wyspie? była całkiem prosta. Otóż okazało się, że właśnie w stronę wyspy zbliżał się tajfun!!!
I wszyscy turyści oglądający telewizję wycofali się na z góry upatrzone pozycje – pod łóżka we własnych domach.
Turyści nie oglądający prognozy pogody musieli siedzieć w hotelu przez 3 dodatkowe dni.
I po długich dniach i godzinach pierwsze promyki słońca od 5 dni przekazały miłą wiadomość, że wreszcie można wracać na stały ląd do cywilizacji i internetu.