Gdzieś ty był?! Wszyscy cię szukaaaali! (Ameryka Południowa Cz. 15 1/2)

Miałem o tym spotkaniu nie pisać, ale w Polsce w roku 2011 i 2012 nastąpił tragiczny rozwój nazizmu, zwieńczony przybijaniem do tarcz niemieckich dzieci pod Cedynią.


Zmusza mnie to do zabrania głosu w tej jakże ważnej debacie społecznej.

 

Oto moja relacja ze spotkania z Wodzem, pisana na gorąco:

==========================
Argentyna, Patagonia, godzina 8.42
W połowie drogi z Błones Ajres do przełęczy w Andach zajechałem na farmę przy drodze, bo musiałem do toalety.

Zbliżyłem się do zamkniętych drzwi i poprosiłem o skorzystanie z Winstona Churchilla (WC)
Głos zza grubych dębowych drzwi spytał mnie:
– A masz własny papier?
– MAM!!!! Po nauczce z Australii (gdy zbezcześciłem moją ulubioną powieść) nigdzie się bez niego nie ruszam!
I pokazałem:

(jeszcze wtedy nie wiedziałem, że oprócz załatwienia żeby „piss” był „saved”, tego ranka miałem konwersacje z Herr H.)

– Gut, wychodek jest z tyłu! – powiedziało wnętrze.
Oblazłem dom i znalazłem…………
Na drzwiach zauważyłem wyryte straszliwie ostrym narzędziem  litery W.C. Czyżby właściciel przybytku też był miłośnikiem historii II Wojny Światowej? W stylu i głębokości cięć widać było gigantyczny ładunek emocjonalny przekazany przez artystę. Od razu skojarzyło mi się z Sarą Connor.

http://youtu.be/a1wVR6Qab70?t=1m59s

 

* * *
PRZERWA TECHNICZNA
* * *

Po załatwieniu potrzeb w hierarchii Maslowa stojących najwyżej (albo najniżej, bo prawdziwy dżentelmen nigdy nie oddaje moczu), szedłem już do motoru, gdy nagle usłyszałem znany z filmów o czterech pancernych dźwięk repetowania pistoletu maszynowego MP-40:
– HALT!!!! Polnische Shweine! Auswaiss!!
Uniosłem do góry moje obie hende w znany z przedszkola kształt „pod grzybkami nasze budki” i wydukałem drżącym głosem to co zapamiętałem z przygód naszych dzielnych pancerniaków:
– Niszt szizen, bite! – Odwróciłem się powoli… i ujrzałem tego człowieka:

 

Tu czasami powieściopisarze dają nowy rozdział, żeby czytelnik musiał się denerwować w czasie przenoszenia wzroku na następną stronę.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Najgorzej, gdy trzeba przewrócić kartkę.

Tak, szanowny czytelniku, wzrok Cię nie myli. Przede mną stał słynny socjalistyczny przywódca Adolf Hitler.

Generalnie sprawa jest znana już od dawna, tylko przez zmowę milczenia mediów głównego nurtu nikt za bardzo o tym nie wie:

HITLER ŻYJE!!!!!!!!!!!!!!!

 

-Zer gut, zer gut – mołodjec – odpowiedział staruszek odchylając lufę broni z dala ode mnie. – Don’t worry – es ist ein Shutz!

– Wiem, że to żart – bo się senior uśmiecha.
– Mmmm…  strasznie mnie ten tekst z Churchillem rozbawił. Echu-chu echu khłeee [atak brzydko brzmiącego kaszlu, splunięcie] Pieprzony pijak!

Ewidentnie prostym wygłupem udało mi się go zjednać już na wstępie. Znanym z filmów sensacyjnych i wojennych ponadkulturowym ruchem lufy – ale teraz mającym posmak przyjacielskiej krotochwili – nakierował mnie na drzwi do domostwa. Wszedłem w pogrążone w ciemnościach wnętrze!

Tu czasami powieściopisarze znowu dają nowy rozdział, żeby czytelnik znowu musiał się denerwować w czasie przenoszenia wzroku na następną stronę.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Najgorzej, gdy trzeba przewrócić kartkę.

CIĄG DALSZY (KONWERSACJA O POLITYCE)
NASTĄPI…. 21 grudnia 2012 wg Majów

To następny zwyczaj pisarzy: człowiek doczołga się do końca powieści, myśli że już zaraz bohaterowie będą żyli długo i szczęśliwie, a tu JEBUDU: napis „koniec tomu pierwszego.
P. S. zapraszamy do księgarni za rok… aha, mniej przy sobie następne pięć dych plus VAT.”

Ale ja taką świnią nie jestem. Trochę opowiem.

Przechodząc przez salon minąłem półkę z filmami DE-WE-DE. Rzucił mi się w oczy tytuł INGLOURIOUS BESTARDS (polski tytuł Bękarty wojny, reż. Quentin Tarantino).
Gospodarz zauważył moje spojrzenie mówiące „hyyyy?” Uspokoił mnie:
– Z autografem reżysera. Chodził z moim synem do tej samej szkoły. Swoją drogą świetny film, popłakałem się do łez – ze śmiechu. A mój pra-wnuczek – ma tylko dwa miesiące – literanie, proszę ja ciebie, zeszczał się w gacie!
Ci Anglosasi są tacy naiwni. Jak dzieci. No, ale przynajmniej zapłacili dobrze za wykorzystanie wizerunku.

Przeszliśmy na werandę z pięknym widokiem na góry. Choć nie były to Alpy Salzburskie, widok był niczego sobie.

Następnie Senior/Herr Hitler uraczył mnie opowieścią o epopei jego ucieczki przez Watykan do Argentyny.
Dość powiedzieć, że w pewnym momencie opowieści o ucieczce z Europy


przyszedł lokaj i przypomniał, że wanna już czeka. Wódz udał się do kompieli, połączonej z czytaniem słynnej książki The Influence of Sea Power Upon History: 1660-1783, i odtwarzaniem niektórych bitew, zwłaszcza Jutlandii, w której Brytyjczykom statki wybuchały jak na filmie Michela Baya.


A ja miałem okazję zapoznać się z uroczą córką wielkiego wodza.

Cała skóra zdjęta z ojca! Niezła z niej partia (nazistowska) do wzięcia! A posag też że ho ho! Nie licząc patentów na rakiety do wyprawy na Księżyc (Niemcy w końcu wygrali odszkodowanie za porwanie Wernera von Brauna w 1945) trzyma łapę na patentach na styl EMO. A w liceum miała ksywę Das wilde Sau – z racji niezaleczonej nimfomanii.

Mało mi tym heilem nie wyłupiła oka – ale okazało się szybko, że to była kobieca metoda na sprawdzenie czy może wejść mi w przestrzeń osobistą i jak ja na to zareaguję.


w tym wypadku metoda trochę nietypowa, bo normalnie dziewczyna niby przypadkiem tryka płeć przeciwną głową (lub jak ma długie kudły to nimi smaga) mówiąc „nie wiem jak się wyłącza dzwonek w moim sraj-fonie, pokażesz mi?” albo, gdy rzecz rozgrywa się na chodniku, niby przypadkiem doprowadza do zderzenia. W takich momentach mówię zawsze: „jak leziesz, głupia!” albo „gdzie z tym łbem? Koń po owies?” Robię tak, b
o jest prawdopodobieństwo, że to podstawiona osoba, omęzi* się ze mną i będzie kablować do ABW i CBA – tak jak w przypadku innego słynnego pisarza – Jasienicy.

* – „omęzi” to feministyczny neologizm, mający w sferze języka zrównać z ziemią prawa ludzi (mężczyzn) i ludzi rodzaju żeńskiego.

 

W trakcie rozmowy  pojawiła się też obecna konkubina wodza i podała ciasteczka i herbatę.

Panna Helga von Scheissewurst
—(ojciec był rzeźnikiem, który dorobił się majątku i tytułu pruskiego junkra w czasie brytyjskiej blokady morskiej 1914-18: na produkcji kaszanki z zastępnika z którego wywodzi się nazwa przysmaku, oraz krwi rdzennych mieszkańców Prus wytępionych przez naszych odwiecznych przyjaciół Krzyżaków z Zakonu Najświętszej Mariii Panny Wypędzonej) —
jest światową liderką powojennych ruchów feministycznych – patrz opaska na przedniej lewej łapie.
Dzięki jej staraniom feministki, czyli ludzie rodzaju żeńskiego, na trwałe wpisały się na zasłużone pierwsze miejsce listy największych błędów rodzaju ludzkiego, tym samym spychając narodowy socjalizm na miejsce drugie ex aequo (czyt. egzekfo) z wyjściem z jaskiń.
.
.
Aha, na koniec poprosiłem o autograf:

Ale oprócz wpisu do pamiętnika z podróży dostałem też w prezencie książkę z dedykacją! Patrzcie!

Dedykacja (możecie skorzystać z Google translate) brzmi:  A mi amigo señor Pedro de Taiwan, escritor de Generalgouvernement. Use ropa abrigada cuando vas al este!

A od Helgoletty – tak jej imię – uroczej córy Wodza tysiącletniego światowego imperium (zostało 921! W Brukseli jest wielki zegar na parlamencie UE, który to odlicza!) – dostałem całusa i namiar na fejsbuka.

Jej chłopak (bardzo się kochali) zginął na u-bocie w czterdziestym trzecim, więc strasznie się na tym odludziu dziewczyna nudzi i często jeszcze popłakuje. Potrzebuje pocieszyciela.
Aha, tylko żeby nie było że nie ostrzegałem: strasznie wrzeszczy – więc po kilku pocieszeniach można dostać traumy, a nawet czasowej niemożności z opcją na 40%-owe uszkodzenie słuchu), bo brzmi to jakby ją wciągała piła w izraelskim tartaku.

Pierwsza osoba która zostawi komentarz pod tym wpisem dostanie jej e-maila.

KONIEC

=====================
Źródła i przypisy:

O ucieczce pana H. z niewdzięcznej Europy:
http://truthseeker-archive.blogspot.com/2011/10/did-adolf-hitler-survive-ww2-and-live_23.html oraz tu: http://nowaatlantyda.com/2012/05/28/kryjowka-hitlera-cz-1/

Tak na poważnie: sprawą znalezienia zwłok zajmowali się ci sami ruscy szachiści, którzy zajmowali się katastrofą smoleńską z 2010 roku (trotyl, brzoza, czarne skrzynki, spalony dowód osobisty, zamienione ciała itp). W ich żywym interesie było ukrycie ucieczki Hitlera, jeśli rzeczywiście udało mu się uciec.

 

Winston Churchill był przez niemiecką propagandę z premedytacją nazywany inicjałami WC, bo w Nazilandzie podobnie jak w Polsce tak właśnie oznacza się kible.

WC chlał jak smok wawelski. To święta prawda – o tym jak chlał brandy piszą w każdej książce historycznej o nim. Jechał na gazie przez cały dzień. O skali alkoholizmu niech świadczy ta anegdota:
po wygłoszeniu swojego bodaj najsłynniejszego przemówienia 4 czerwca 1940, świeżo po ewakuacji z Dunkierki, gdzie armia brytyjska zostawiła w czasie ewakuacji cały ciężki sprzęt

„Obronimy naszą Wyspę bez względu na cenę, będziemy walczyć na plażach, będziemy walczyć na lądowiskach, będziemy walczyć na polach i na ulicach, będziemy walczyć na wzgórzach, nigdy się nie poddamy”

siadł  i szepnął siedzącemu obok Walterowi Elliotowi (to był minister z Partii Konserwatywnej): „tylko nie wiem czym będziemy walczyć. W najgorszym razie będziemy ich walić po łbach butelkami, pustymi naturalnie
Wyróżnienie moje. Ta anegdota jest ponoć autentyczna!!! Wyczytałem ją w książce „Wichry Wojny” Andrewa Robertsa.

Print Friendly, PDF & Email

Related Posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *