Cz. 3. Wyspa Wielkanocna i ponowna odsłona konkursu bożonarodzeniowego

Któż z nas nie pamięta wiekopomnych słów jakie padły w filmie Truman Show?

You can’t go any farther, because you start coming back

Ponieważ jednak w oryginalnie zapodanym celu, czyli wyspach Fidżi, jest totalny burdel i łatwo można obudzić się z maczetą w plecach, rolę produktu zastępczego przejęła w mojej wersji Wyspa Bożonarodzeniowa.

To ta na której są takie rzeźby:


Pierwsi ludzie przypłynęli na nią w takich łupinach z trawy. Jak łatwo się domyślić, nie spełniały one żadnych norm, a trawa użyta do wyplatania pokładu i żagli nie miała właściwego certyfikatu.
Te haniebne zaniedbania bezpieczeństwa nie przeszkodziły kolonistom w dotarciu do najbardziej odległego zakątka ziemi.
Dla przypomnienia zapodam, że pierwotnym punktem startowym dla kolonizacji wysp Pacyfiku były plemiona aborygenów z Tajwanu – ok 3500 p.n.e.

Ci to mieli cojones! Wyglądali mniej więcej tak:

Niestety – a może na szczęście – współczynnik ducha bojowego jest wśród nich obecny na szczątkowym poziomie. Widoczny na zdjęciu tubylec, lękając się utracenia duszy, uciekł przed moim aparatem fotograficznym.


Błąkając się po uliczkach, dotarłem do domu lokalnego artysty rzeźbiarza.

.
.
Jak się okazuje moja zdolność wyrażania myśli w języku Konkwistadorów wystarczyła aby obmienić się na suweniry, o czym będzie w ostatnim poście. ha ha ha!

.
Ten rzeźbiący gość ma na klacie wytatuowanego głównego boga w miejscowej mitologii.


.
A tak wyglądają mieszkańcy wyspy płci przeciwnej. Tzn. przeciwnej jak dla kogo. Wiadomo o co chodzi.

Część II. Eksploracja wyspy

Oczywiście aby tradycji stało się zadość, należało wspiąć sie na najwyższy szczyt na wyspie.
Tradycja pochodzi z Tajemniczej Wyspy, jakby ktoś nie zakumał.

Tak wygląda morze dookoła z połowy wysokości góry położonej na północy.


Niebo i morze miały niesamowity kolor – niebieski. Ale jaki!

A na samym szczycie niespodzianka – krater. A w kraterze – drzewo do czytania książek.

Jak wiemy książki to ostatnie stadium rozwoju drzewa. Drzewa szlachetne zmieniają się w tak piękne książki jak ta napisana przez autora słynnego bloga MadeInTaiwan. Drzewa mniej szlachetne zmieniają się w brukowce (gazety), ulotki antyrządowe, oraz wszelkie inne publikacje. Drzewa jadowite zmieniają się w Gazetę Wyborczą.
Ekolodzy twierdzą, moim zdaniem zasadnie, że istnieje jeszcze jedno stadium życia drzew – leczniczy papier toaletowy. Leczniczy, gdyż drobna domieszka jadu ma działanie antyrakowe i wzmacniające ogólną odporność organizmu. Dlatego właśnie przeróbka GW na papier toaletowy jest – po obkładaniu wnętrza domowych śmietników – drugim głównym celem zakupu tej gazety.

A tak w ogóle,to kto z was (nie licząc mnie) zjechał na krechę rowerem do krateru wulkanu?

Nie słyszę!
.
.
Jeżdżenie na rowerze w klimacie tropikalnym jest męczące i człowiek po nim śmierdzi.
Oto jak wygląda kąpiel zdeterminowanego podróżnika:
ekologiczne obmycie wybranych części ciała za pomocą kąpieli z jeżozwierzem!
Zobaczyłem się w trakcie obmywania przez polewanie jak Jagienka nad jeziorem. Pływanie sobie darowałem bo bóbr (jeżozwierz) miał kolce, a może i kolegów z paszczami do odgryzania części ciała, z którymi ciężko się rozstać
Na wypadek konieczności ewakuacji wszystko odbyło się w butach – i tak trzeba było je przeprać.

..

Ta buteleczka ma swoją historię! Jest to chilijski redbull. W tej wersji etykieta wskazuje jasno, że jest dla kobiet. Kupiłem go w nocy na jakiejś stacji benzynowej.

Ponieważ mój mówiony hiszpański był wtedy w formie szczątkowej, zapytałem na migi ekspedientki o wersję dla mężczyzn. Jednocześnie wskazałem opis (że dla kobiet) i wymownym gestem pokazałem że po wypiciu wyrosną mi wielkie cyce, mówiąc przy tym „no quiero” (po hiszpańsku „nie chcę”).
Mówię wam jak się śmiała! Ha ha ha!

Tego ranka pożegnałem się z moimi kumplami lokalnymi myśliwymi-wojownikami.
Poprzedniej nocy spałem w tych słynnych kamieniołomach z głowami.


Dwóch aborygenów (ich lud nazywa się Rapa Nui) pozwoliło mi przenocować w ich obozie.
Dzięki temu mam parędziesiąt zdjęć głów wykonanych o zachodzie i o wschodzie słońca!
.

Oni obozowali tam, bo szykowali się do miejscowej olimpiady: Składa się ona z jednej konkurencji: biega się na golasa dookoła krateru wulkanu (od wewnętrznej strony) z kiściem bananów na ramieniu.


Na tym zdjęciu ci goście idą poćwiczyć.

.
Tak wygląda ich grill:

.
A tak jedno z moich zdjęć:

———–

A tak wygląda jedna z pięknych posesji mieszkańców wyspy.


.
Wybrzeże wyspy w okolicach miasteczka….

W którym udało mi się załatwić miejsce w raz że tanim, a dwa że super położonym hostelu. Na zdjęciu widać tylko posiłek (jako rodowity Tajwańczyk zawsze robię zdjęcie posiłkowi)

Słów kilka o złotej śrubce w pępku

Któż nie zna tego słynnego kawału popularnego w podstawówce i przedszkolu?
Jedna wersja tej słynnej klasyki kawałów jest tu:
http://www.joemonster.org/phorum/read.php?f=3&i=976695&t=976695

Ja słyszałem wersję z Wyspą Wielkanocną i będę się jej kurczowo trzymał sprawdzając jednocześnie co się stanie z moją śrubką, jeśli znajdę się we właściwym miejscu.

Na początku mała razwietka za dnia + (oczywiście) czytanie książki


A gdy zapadła noc…

… i nastała godzina wampirów…

WIELKIE SZCZYPCE……


ukradły mi rozum. Bo się zgubiłem.
Ścieżka którą obchodziłem krater byłą tak niewyraźna, że zupełnie ją zgubiłem.
Przez około godzinę błąkałem się po ciemnej, usianej kamieniami i ksztolami łące. Na szczęście ryzyko spotkania z wężem lub czymś podobnym było zerowe – dawni mieszkańcy zeżarli wszystko co się rusza gdy cywilizacja Rapa Nui gruchnęła o glebę ok. XIII wieku. NIE MA NAWET KOMARÓW.
.
Po jakimś czasie dobłąkałem się do obelisku, który mniej więcej pamiętałem.
I to szczęśliwe zdarzenie pozwoliło dotrzeć mi do roweru w sam czas do realizacji kolejnego punktu programu

Wigilia – jaskinie mówią ludzkim głosem

Niniejszym otwieram konkurs bożonarodzeniowy – edycja 2011.

To jest jaskinia, w której spędziłem wigilijną noc:


Wylot jaskini był pośrodku klifu, a jej podłoga lekko się w stronę klifu pochylała. Trochę miałem stracha, ale na szczęście nie było ślisko.

To drugie odgałęzienie tej samej jaskini – też wychodziło na klif. Jaskinia była używana przez lokalne plemiona jako SZELTER w czasie sztormów i burz.

I to tyle! A teraz konkurs!

PYTANIE: Która wigilia była najdziwniejsza?

– 2005: “Durne przyjęcie dla Tajwańczyków w jakiejś – i tu uwaga – meksykańskiej restauracji w Tajpej. Naiwnie wtedy myślałem, że nic dziwniejszego w święta mi się nie przydarzy.

– 2006: “Przygarnięty przez aborygenów w górskiej wiosce 2000m n.p.m. na Tajwanie. Jak wyciągnęli ze mnie, że planuję spać w namiocie, stosując perswazję i środki przymusu nakarmili wigilijną wieczerzą z grilla (ale nie kiełbasą krakowską, ale owocami morza) oraz przenocowali w ich pensjonacie (za darmo).

– 2007: “Wizyta w kraju samurajów” i wieczerza wigilijna z ich potomkami przy jednym stole – a w zasadzie jednym, ale mówiącym po polsku, oraz garstką przebywających w kraju kwitnącej wiśni rodaków (za jednym wyjątkiem mi obcych).

– 2008: przerwa w życiorysie

– 2009: Obozowanie na bunkrze na wyspie Jinmen
http://madeintaiwan.gavagai.pl/?p=1635

– 2010: Zabłądzenie w dżungli i nocleg w korycie strumienia
http://madeintaiwan.gavagai.pl/?p=1244

– 2011: W jaskini z widokiem na ocean na jego środku zresztą.

Odpowiedzi proszę nadsyłać na kartkach pocztowych lub wpisywać w komentarze poniżej.

Cz. 4. Pustynia MINUS “towel-heads” RÓWNA SIĘ Chile (Atacama)

Print Friendly, PDF & Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *